Na dawnej stronie Fbody Klub Polska była taka seria artykułów pisana przez klubowiczów czy też forumowiczów, o tym jak zaczęła się ich przygoda z V8, przygoda z Fbody czy też ogólnie z amerykańską motoryzacją.
Pojawił się ostatnio pomysł by wrócić do tego i aby każdy mógł tutaj opisać swoją przygodę jak to się zaczęło…. jak stał się posiadaczem f-body, jak trafił do Fbody Klub Polska. Zachęcam do opisania tutaj swojej historii, nie musi to być elaborat na 4 strony A4, ale jakaś taka krótka historia z mile widzianymi zdjęciami.

Na zachętę poniżej archiwalny tekst autorstwa Knight’a z 2002 roku:

W tym miejscu chciałem podzielić się z wami moimi wspomnieniami dotyczącymi F-Body w moim życiu. A historia ta jest pokrętna 😛 można tak powiedzieć..

Zaczęło się to już dawno temu… jak dawno nie jestem w stanie powiedzieć… ale na pewno były to czasy wczesnej podstawówki. Pewnego jesiennego (jak mniemam jesiennego był to czary dość ciemny podeszczowy poranek) dnia, gdy nieradośnie maszerowałem do szkoły z naprzeciwka ulicą jechało coś co wtedy mało przypominało mi samochód. Była to prawdziwa rakieta na kołach z wymalowanym na masce ognistym ptakiem. Widziałem go chwile. Długo nie byłem pewien czy był to sen czy przewidzenie spowodowane niewyspaniem, w każdym razie wrażenie jakie wtedy na mnie wywarł ten samochód było na tyle silne że do dziś tkwi w mej głowie. Dopiero niedawno dowiedziałem się od koleżanki że jeździł nim jeden z mieszkańców mojego miasteczka ale szybko mu go skradziono (… bo to Polska nie elegancja Francja…) Po tamtym czasie długo nic nie widziałem ani nie słyszałem co by było związane z f-body. Pamiętam że w tv leciał serial “7 życzeń” o czarnym kociaku spełniającym marzenia i w jednym z ostatnich odcinków o ile nie w ostatnim ukazał się moim oczom kolejny ptak. Wiem, że wtedy wspominałem tamto zajście na ulicy ale i tak nie bardzo mnie to przekonywało, że widziałem coś takiego na własne oczy. Potem długo, długo nic. Zrobiłem prawko, kochani rodzice pozwalali mi czasem zasiąść za kółkiem ich Hyundaia Accenta, a ja wykorzystywałem to jak mogłem. Zaczęło się od poślizgów, wykręcania 360 stopni i takich tam. Potem kolejnym krokiem były wyścigi nielegalne, na które się wybierałem i tam właśnie pewnego pięknego dnia dostrzegłem dwa częstochowskie Pontiaki. Ich widok zwalił mnie z nóg. Podszedłem do znajomego, który od dłuższego czasu bywał na tych imprezach i pytam go ile takie fury mogą kosztować. Mówię 60 tyś? 90 tyś więcej? A on że to stare rupiecie kosztują ze 15 tyś i palą jak buldożery… ale wszystko oprócz ceny minęło mnie wielkim łukiem… wiedziałem, że od tego czasu moim życiowym celem będzie przejechać się czymś takim… huh a dziś sam jestem już dziadkiem… nie, nie to sam jestem już posiadaczem takiej maszynki… huh aż się łza w oku kręci… Teraz wypieram znajomym skutecznie informacje o jego paliwożerności, a wiek? Huh to tylko dodaje pieprzyku, tej radości, że siedzi się w samochodzie który np. w moim przypadku przemierzał ulice Manchatanu i Brooklinu gdzie mieszkał jego pierwszy właściciel. To piękne. No ale wracając do wątku głównego. Tak więc po wyścigach wróciłem do domu, opowiedziałem rodzicom co widziałem i oni wiedzieli ze wpadłem… do tamtego czasu tylko to mnie interesowało. Wsiąkłem :). Zacząłem szukać samochodu nie mając właściwie grosza przy duszy a jedynie rodziców, którzy tak mocno mnie kochają. Tak trafiłem na Klaudiusza, którego stąd chciałem bardzo ale to bardzo serdecznie pozdrowić!!! Ten facet jest super! Przyjechałem do niego by zobaczyć samochód, który to podobno za jakiś czas miał być sprzedawany. Klaudiusz opowiedział mi o nim wszystko. Co więcej wziął mnie na przejażdżkę. Targa została w garażu. Pierwsze kółeczko jako pasażer. Pierwsze palenie gumy… tego nigdy nie zapomnę. Będę mu wdzięczny do końca życia! Samochodu od niego w końcu nie kupiłem bo nie był jeszcze do sprzedania w tym momencie a dobry znajomy Klaudiusza też miał na niego chrapkę, miał on poza tym 3,1 silniczek a po trzecie zdarzyła się okazja, bo Oley sprzedawał swoją wymuskaną bryczkę… pamiętałem ją ze zlotów i … i tak się złożyło że właśnie ją kupiłem, po tygodniach namawiania rodziców, obiecywania ze oddam pieniądze, ale taka okazja się nie powtórzy… i udało się. Klaudiusz nie zostawił mnie i razem ze mną pojechał wybadać bryczkę, dał mi pierwsze lekcje jazdy i od tej pory zawsze mogę na niego liczyć… teraz jestem szczęśliwym posiadaczem 5-litrowca i nie wierzę w to sam do końca. Ale to prawda!! Muszę się o tym przekonywać każdego ranka zerkając z okna na parking i stojącego na nim Trans Am’a z 86go roku… mojego Pontiaca… 

 

Z tego co ja pamiętam, to Knight miał plany przerobić T/A na replikę K.I.T.T.’a z serialu Knight Rider. Niestety słuch po nim na forum zaginął. Nie wiem też co sie dzieje z samochodem, który zasłynął z solidnych wypałów w wykonaniu Oley’a. Jak ktoś ma jakieś informacje to niech pisze w komentarzach.

Zlot Miedziana Góra – 2001

 

Oczywiście nie każdy zaczynał od V8, ale jak sama nazwa wskazuje to chodzi tu o opisanie historii związanej głównie z Fbody. Wiec na zachętę jeszcze jeden tekst archiwalny autorstwa Galas’a pochodzący z 2003 roku, tym razem przygoda V6:

No tak… wszyscy rozpisują się o swoich przygodach z V8, więc ja – może trochę dla odmiany opiszę swoją przygodę z V6. Otóż wszystko zaczęło się chyba na jednych z wakacji. Siedzieliśmy wtedy z siostrą 2 tyg. w Hajduszo-Boszlo (na Węgrzech) i cholernie się nudziliśmy, otoczeni z każdej strony przez pluskających się w wodzie emerytów. Jedyną dostępną polską telewizją w hotelu był Polsat…

Akurat wtedy nadawali Knight Rider’a… Do tego coś było spieprzone, więc musiałem cały czas siedzieć przy telewizorze i przełączać co kilka minut, bo inaczej obraz znikał – więc miałem okazję poprzyglądać się z bliska czarnemu TA 🙂 Po powrocie doznałem ultra szoku – otóż w komisie Vector, w Katowicach, koło stacji BP stał sobie przepiękny TA 2nd gen, rocznik 78, czerwony, z targą, po prostu cud miód.

…no i kupił go kto inny, bo po pierwsze – ja wtedy nie miałem nawet prawa jazdy, a po drugie, byłem za młody i za głupi, żeby móc chociażby wsiąść do takiego auta 😉 Rok później okazało się, że właścicielem tego TA jest kolega z liceum, dowiedziałem się o tym przypadkiem. Później do działań zaprzęgłem internet, siostrę i mamę – a dokładnie miały odwodzić tatę od kupna Fiata Punto i namówić go do pomocy w kupieniu f-body! Zacząłem szukać ogłoszeń, odwiedzać różnych ludzi, aż w końcu stwierdziłem, że te auta to straszne rzęchy i szroty – po prostu takie “okazy” mi się trafiały u sprzedających.

No i… spotkałem Bartka, a w zasadzie jego Firebirda. Po niecałych dwóch tygodniach stałem się jego właścicielem. Co prawda cena była dość wygórowana, jednak nie miałem żadnych zastrzeżeń co do stanu auta. To już ponad dwa lata, a ja cały czas jestem równie szczęśliwy 🙂 O autko dbam lepiej niż o siebie samego (ja np. wychodzę zimą z domu, maleństwo od pierwszego przymrozka, do ostatniej kropli roztopionego śniegu jest garażowane i przykryte kocykiem, co pewien czas odkurzane w środku i psikane waniliowym zapachem 🙂 ). Przydługa ta historia… i w sumie bez sensu, ale skoro wszyscy piszą, to ja też chcę 😉

 

 

 

PS. Nadal marzę o 2nd genie. Myślę, że jeszcze ten sezon wytrzymam, ale za rok… Do zobaczenia na drodze!

Galas kupił później Camaro 350TPI od Huberta, jednak po jakimś czasie sprzedał samochód, a Camaro wędrowało po kliku właścicielach od tamtego czasu. Ostatnia znana lokalizacja Camaro to ekipa z Lublina. Czy nadal tam jest i kto jest właścicielem tego nie wiem, ale jakby ktoś miał info to też napiszcie w komentarzach.

2 Komentarze

  • ElCamino70
    Posted 2019-03-27 21:58

    Obecnie Camaro znajduje się w Białymstoku.

    • LeVy
      Posted 2019-05-02 05:51

      Dzięki za info, a jeździ? znasz właściciela?

Napisz komentarz